niedziela, 27 lutego 2011

88. Tzw. szybkie czytanie – czym jest, a czym nie jest


Odpowiedź na pytanie, czym jest szybkie czytanie, jest pozornie prosta – to czytanie szybsze od tradycyjnego, przeciętnego. Jeśli jednak przejdziemy do konkretów, natkniemy się na różnice. Jedna szkoła szybkiego czytania uczy czytać w tempach od ok. 500 słów na minutę (dalej snm). Inna od ok. 1000 snm. Jeszcze inna stawia sobie za cel średnio 2000 snm. Jeśli sobie uświadomimy, że przeciętny (tzn. nieszkolony) czytelnik czyta zwykle w tempie 200 snm, to zrozumiemy, że różnice są naprawdę duże (to albo 2,5, 5, albo 10 razy więcej niż przeciętne tempo). 

Można się też spotkać z głosami krytycznymi wobec szybkiego czytania, np. w dyskusji do artykułu w polskiej Wikipedii nt. szybkiego czytania (http://pl.wikipedia.org/wiki/Dyskusja:Szybkie_czytanie). Zarzuty dotyczą w istocie terminologii. Każdy z nas „czytanie” rozumie w pierwszej kolejności jako przyswajanie treści tekstu, jako jego rozumienie, a właśnie z rozumieniem przy różnych tempach czytania bywa… różnie. Wobec tego można zadać pytanie, czy zawsze szybkie czytanie to jeszcze czytanie, czy może już coś innego. A jeśli co innego, to co?

Chciałbym wobec tego zająć się terminologią związaną z czytaniem i spróbować ją uściślić. Będą to oczywiście moje propozycje, ale oparte na literaturze i własnych doświadczeniach jako uczącego się szybko czytać, czytającego szybko i uczącego szybko czytać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz