piątek, 31 grudnia 2010

37. Miejsce artykulacji

[Jak się opisuje wymowę języków, czyli teoria fonetyki artykulacyjnej (5/10)]
Zbliżenia artykulatorów mogą następować w różnych miejscach, stąd kolejne kryterium podziału spółgłosek, tzw. miejsce artykulacji (ang. place of articulation):
  • (dwu)wargowe, (bi)labialne, ang. labial ‒ na styku warg, np. polskie p, b, m;
  • wargowo-zębowe, labio-dentalne, ang. labio-dental ‒ na styku warg i zębów (dokładniej: dolnej wargi i górnych siekaczy), np. polskie f, w;
  • zębowo-wargowe, dento-labialne, ang. dento-labial ‒ jw., ale zbliżeniu ulega górna warga i dolne siekacze (pojawia się chyba tylko w wadach wymowy);
  • językowo-wargowe, lingwo-labialne, ang. labio-lingual ‒ na styku czubka języka i górnej wargi;
  • międzyzębowe, interdentalne, ang. bidental ‒ na styku górnych i dolnych siekaczy (w języku polskim to dodatkowa artykulacja towarzysząca wymowie głosek s, z, c, dz, sz, ż/rz, cz, dż, ś, ź, ć, dź);
  • językowo-międzyzębowe, lingwo-interdentalne, ang. linguo-interdental ‒ czubek języka wsuwa się między górne i dolne siekacze;
  • językowo-zębowe, ligwo-dentalne, ang. linguo-dental ‒ jw., ale czubek języka jest przy tylnej powierzchni górnych siekaczy.
Do tego momentu artykulacje mogły być praktycznie jedynie apikalne, tzn. wykonywane czubkiem języka (jeśli oczywiście język brał udział w artykulacji). W przypadku kolejnych miejsc częścią artykulatora czynnego (języka) biorącą udział w artykulacji może być:
  • czubek języka (spółgłoski apikalne), ang. apical;
  • powierzchnia języka (spółgłoski koronalne), ang. coronal:
  1. przednia część powierzchni języka (spółgłoski laminalne, predorsalne), ang. laminal;
  2. środkowa część powierzchni języka (spółgłoski środkowojęzykowe, mediodorsalne), ang. antero-dorsal;
  3. tylna część powierzchni języka (spółgłoski postdorsalne), ang. postero-dorsal;
  • spodnia część końcówki języka od wędzidełka do czubka (spółgłoski sublaminalne lub subapikalne), ang. sublaminal, subapical;
  • obsada języka, część znajdująca się naprzeciw tylnej ściany gardła (spółgłoski radykalne), ang. radical.
Powyższe części języka mogą zbliżać się do różnych artykulatorów biernych (nieruchomych), oczywiście w miarę fizjologicznych możliwości (próba artykulacji głosek radykalno-dziąsłowych mogłaby się skończyć kontuzją, a nawet kalectwem):
  • zazębowe, zębowo-dziąsłowe, dziąsłowe, alweolarne, ang. alveolar ‒ tuż za zębami, np. polskie s, z, c, dz;
  • (za)dziąsłowe, postalweolarne, palato-alweolarne,  ang. postalveolar, palato-alveolar ‒ na tylnej (wewnętrznej) stronie tzw. wału zębodołowego, czyli bocznych ścianach dziąseł, np. polskie sz, rz/ż, cz, dż;
  • przedniopodniebienne, alweolo-palatalne, ang. alveolo-palatal, palatalized postalveolar ‒ przednia część podniebienia twardego, np. polskie ś, ź, ć, dź, ń;
  • środkowopodniebienne, mediopalatalne, ang. (medio)palatal ‒ środkowa część podniebienia twardego, np. niemieckie [ç] w słowach typu ich, nicht;
  • tylnopodniebienne, postpalatalne, ang. postpalatal ‒ tylna część podniebienia twardego, np. polskie ch/h w słowach typu Chiny, Chińczyk, historia;
  • miękkopodniebienne, welarne, ang. velar ‒ podniebienie miękkie, np. polskie k, g, ch/h;
  • języczkowe, uwularne, ang. uvular ‒ języczek, np. japońskie n (w niektórych kontekstach), francuskie r;
  • gardłowe, faryngalne, ang. faryngeal ‒ tył języka przysuwa się do tylnej ściany gardła, typowe dla języków semickich;
  • nagłośniowe, epiglottalne, ang. epiglottal ‒ artykulatorem czynnym jest nagłośnia, również częste w językach semickich;
  • krtaniowe, glottalne, laryngalne, ang. glottal ‒ artykulatorem czynnym (i jedynym) są wiązadła głosowe.


środa, 29 grudnia 2010

36. Sposób artykulacji

[Jak się opisuje wymowę języków, czyli teoria fonetyki artykulacyjnej (4/10)]
Spółgłoski opisuje się zależnie od sposobu ułożenia narządów mowy podczas artykulacji, czyli tzw. sposobu artykulacji (manners of speaking). Oto te sposoby:
Zwarty, zwarto-wybuchowy, zwarto-eksplozywny, eksplozywny, ang. stops  ‒ narządy mowy zwierają się, zatrzymując wypływ powietrza, np. polskie b, p, t, d, k, g.
Zwarty-niewybuchowy, zwarty-nieeksplozywny, implozywny (terminologia polska), zwarty bez plozji, ang. stops with no audible release ‒ jak wyżej, tylko po zwarciu narządów nie następuje ich rozwarcie i nagłe uwolnienie nagromadzonego powietrza. Pojawia się w języku angielskim w grupach złożonych z 2 spółgłosek zwarto-wybuchowych (pierwsza wymawiana jest bez plozji), np. cupboard [kʌp̚bɔ:d], nie [kʌpbɔ:d].
Zwarty z plozją nosową, ang. stops with nasal release ‒ po zwarciu następuje odsunięcie podniebienia miękkiego od tylnej ściany gardła, przez co nagromadzone powietrze uchodzi przez nos. Pojawia się w języku angielskim w grupach złożonych z 2 spółgłosek, z których pierwsza jest zwarto-wybuchowa, druga jest nosowa, np. goodnight [ˈgʊdnnaɪt].
Zwarty z plozją boczną, ang. stops with nasal release ‒ jw., tylko po zwarciu następuje odsunięcie boków języka od dziąseł, przez co powietrze uchodzi bokami języka. Pojawia się w języku angielskim w wyrazach typu little [ˈlɪtll].
Zwarto-szczelinowy, zwarty z plozją szczelinową, afrykatywny (afrykaty), ang. affricates ‒ jw., tylko zaraz po zwarciu narządy mowy (artykulatory) tworzą szczelinę. W języku polskim afrykatami są c, dz, ć, dź, cz, dż.
Szczelinowy, frykatywny (tzw. spiranty), ang. fricatives, spirants ‒ artykulatory tworzą na tyle wąską szczelinę, iż przepływające powietrze, trąc o powierzchnię narządów mowy, ulega na tyle silnym turbulencjom, iż powstaje wyraźnie słyszalny szum, a przebieg fali głosowej ulega silnym zaburzeniom (liczba drgań składowych zwiększa się do praktycznie nieskończonej ilości). W zależności od kształtu szczeliny wyróżnia się:
o        Spiranty (właściwe) ‒ szczelina jest wąska, powierzchnia artykulatora czynnego (ruchomego) przybiera kształt rynienki, np. polskie s, z, sz, ż/rz, ś, ź.
o        Sybilanty ‒ szczelina jest stosunkowo płaska, np. utworzona między wargami (polskie f, w) lub między czubkiem języka a zębami (angielskie th [θ ð]).
Półotwarty, sonorantowy (sonoranty), ang. approximant, sonorant ‒ spółgłoski, które są jednocześnie zwarte i otwarte (jak samogłoski). Zwarcie możne następować w tym samym momencie co otwarcie lub następować po zwarciu. Podtypy:
o        Boczne, lateralne, ang. lateral ‒ zwarcie utworzone jest przez czubek języka i inny artykulator, otwarcie przez boki języka. Np. polskie l.
o        Środkowe, medialne, półsamogłoskowe (półsamogłoski, półspółgłoski), ang. medial, semivowel ‒ otwarcie utworzone wzdłuż powierzchni języka, jednak krótkość trwania, możliwa frykcja w szczycie (momencie maksymalnego zbliżenia artykulatorów) głoski wiąże tę grupę ze spółgłoskami. Np. polskie j, ł (wymawiane jak u w auto, Europa).
o        Nosowe, nazalne, ang. nasal ‒ w jamie ustnej następuje zwarcie, a otwarcie w gardle (podniebienie miękkie jest odsunięte od tylnej ściany gardła i otwiera drogę powietrzu do jamy nosowej). Np. polskie m, n, ń.
o        Drżące, wibrujące (wibranty), ang. trill ‒ po bardzo krótkim zwarciu następuje szybkie rozwarcie, po których mogą nastąpić kolejne zwarcia i rozwarcia. Rozwarcia powoduje wypływające powietrze wypychające artykulator czynny. Z kolei mięśnie artykulatora czynnego wraz z jego elastycznością powodują szybkie zwarcie po rozwarciu. Powietrze uwalniane jest więc impulsowo. Np. polskie r.
o        Uderzeniowe, ang. flap/tap ‒ jak wyżej, z tym że zwarcie jest tylko jedno, zwarcie i rozwarcie wykonywane są wyłącznie przez artykulator czynny, a przed miejscem zwarcia nie tworzy się obszar podwyższonego ciśnienia, który (jak w przypadku wibranów) powoduje rozsunięcie artykulatorów (otwarcie). Przykładami są hiszpańskie i japońskie r.


poniedziałek, 27 grudnia 2010

35. Spółgłoski vs. samogłoski

[Jak się opisuje wymowę języków, czyli teoria fonetyki artykulacyjnej (3/10)]
Podział na spółgłoski i samogłoski (inaczej kontoidy i wokoidy) polega na tym, iż w przypadku samogłosek w jamie ustnej, lub gardłowej nie pojawia się przeszkoda, przez co powietrze równomiernie i płynnie wydobywa się z aparatu mowy. Jest to umowna i uproszczona definicja. Dokładniej chodzi o to, iż podczas artykulacji samogłosek nie pojawia się zwarcie lub szczelina wywołująca tarcie powietrza (tzw. frykcję) i słyszalny szum. Przeszkody na drodze powietrza pojawiają się zawsze, np. języczek, zęby, podniebienie miękkie.
Warto tu zaznaczyć, iż czym innym są samogłoski z punktu widzenia artykulacji, a czym innym z punktu widzenia fonetyki akustycznej. Tzw. samogłoski bezdźwięczne (np. szeptane) będą dalej samogłoskami z punktu widzenia fonetyki artykulacyjnej, natomiast z punktu widzenia fonetyki akustycznej nie będą należały do tej samej klasy, co zwykłe (tj. dźwięczne) samogłoski, tzn. do klasy rezonantów. Będą tzw. szumami o różnej barwie. W uproszczeniu można powiedzieć, iż będzie to takie h różnie wymawiane.

sobota, 25 grudnia 2010

34. Głoski dźwięczne vs. bezdźwięczne

[Jak się opisuje wymowę języków, czyli teoria fonetyki artykulacyjnej (2/10)]
Wszystkie głoski (samogłoski i spółgłoski) opisuje się pod względem udziału fałd (wiązadeł) głosowych (niepoprawna, choć jeszcze funkcjonująca nazwa: strun głosowych). Wydziela się tu:
  • głoski dźwięczne,
  • głoski bezdźwięczne.
Przykłady w języku polskim (głoski zapisane literami; chodzi o ich typową wymowę w kontekstach neutralnych):
  • głoski dźwięczne: b, w/v, d, dz, z, dż, ż/rz, ź, g, l, ł, m, n, ń, r, a, e, i, o, u, y;
  • głoski bezdźwięczne: p, f, t, c, s, cz, sz, ś, k, ch/h.
Różnica na poziomie artykulacyjnym polega na tym, iż w przypadku głosek dźwięcznych fałdy głosowe są zsunięte i drgają, trochę jak języczki w harmonijce ustnej. Jeśli przyłożymy dłonie do uszu podczas wymawiania głosek dźwięcznych, usłyszymy wyraźnie dźwięk wytwarzany przez fałdy głosowe. Ten dźwięk (tzw. ton krtaniowy) nie pojawia się w przypadku głosek bezdźwięcznych (chyba że ktoś wymawia te głoski niepoprawnie, np. jako litery pe, ef, te… lub z dodatkową głoską, np. py, fy, ty…).

czwartek, 23 grudnia 2010

33. Jak się opisuje wymowę języków, czyli teoria fonetyki artykulacyjnej (1/10)

Mógłbym ukrywać, że chodzi mi po głowie notka o międzynarodowym alfabecie fonetycznym, więc to ukryję… Jednak zanim zacznę szaleć z terminami frykatywy, eksplozywy, wibranty i inne obstruenty, trzeba zestawić terminologię, jaką opisuje się wymowę.
Nie przeczę, a nawet się zgadzam, że wymowę najlepiej ćwiczyć w praktyce, że słuchanie i własne próby artykulacji są wartościowsze od wiedzy teoretycznej, z drugiej jednak strony teoria stanowić może dobry punkt wyjścia do ćwiczenia ruchów artykulacyjnych. Sam jestem mam nadzieję dobrym przykładem, iż od teorii można wyjść, ucząc się wymowy. Mając jednak w pamięci ciągle podręcznikowe i teoretyczne informacje nt. wymowy, dojść można do wymowy bardzo starannej, może nawet zbyt starannej (hiperpoprawnej), na pewno nie potocznej. Jednak opanowanie odmian wymowy to już inna sprawa, to poziom nadzaawansowany.
Zauważyłem, że wielu nauczycieli języków obcych obawia się wyjaśniania sposobów wymowy głosek danej języka. Moim zdaniem to złe podejście. Jeśli mówimy o zaawansowanej nauce języka obcego, nic się nie stanie, jeśli zetkniemy się z odrobiną wiedzy teoretycznej nt. wymowy. Z tym się wiąże kontakt z terminologią, która akurat w przypadku fonetyki może być albo łatwa (spółgłoska szczelinowa), albo ciut mniej łatwa (kontoid frykatywny). Gdyby jednak nasi poloniści przerabiali z nami chociaż podstawy fonetyki w szkole, nie byłoby problemów z rozróżnianiem głosek dźwięcznych od bezdźwięcznych, wargowych od tylnojęzykowych, płaskich od zaokrąglonych itd.

wtorek, 21 grudnia 2010

32. 3 x orto- (ortografia, ortofonia, ortoepia)

Nie każdemu wiadomo o istnieniu aż trzech terminów językoznawczych na orto-. Moja typowo męska predylekcja do etykietek każe poświęcić im przynajmniej jedną notkę. Poza tym etykietki zawsze się przydają. Można je na przykład nalepić na słoiki albo butelki.
Wszystkie trzy terminy oznaczają jakiś rodzaj poprawności, zgodności z normą. Ortografia to zgodność z normą graficzną, czyli zasadami pisania (o ile „normę graficzną” można by rozumieć bardzo szeroko, w praktyce są to chyba zawsze tylko reguły stawiania liter oraz innych znaków graficznych i przestankowych, reguły samego pisania liter pozostawia się kaligrafii i typografii).
Ortofonia to zgodność z normą foniczną, tzn. wymawianiową.
Ortoepią nazywa się do dzisiaj ogólnie poprawność językową, zgodność z normami językowymi (szeroko pojętymi), a więc ortofonię i ortografię włącznie. Kiedyś słowniki poprawnej polszczyzny nazywały się słownikami ortoepicznymi (np. pierwsze wydania słownika Szobera).
Mało kto jednak wie, że termin „ortoepia” ma jeszcze jedno użycie, z którym spotkałem się w podręczniku Wiktora Jassema do fonetyki angielskiej. Autor ten ortoepią nazywał poprawne odczytywanie tekstu na głos. Jest to moim zdaniem bardzo praktyczne rozróżnienie, ponieważ mimo że zwykle ortofonię opisuje się w odniesieniu do tekstu (czyli opisuje w istocie ortoepię w tym węższym znaczeniu), to jednak są to odrębne zagadnienia. Np. osobnymi problemami są wymowa tzw. samogłosek nosowych w języku polskim, ich ilość oraz wymowa liter nosówkowych (samogłoskowonosowych), czyli ą, ę. W pierwszym przypadku będziemy mówić o samogłoskach [ĩ, ỹ, ẽ, ã, õ, ũ] w wyrazach typu instytut, czynsz, pensja, szansa, monstrum, kunszt (znów odniesienie do zapisu, a więc znowu w istocie mówimy o ortoepii), a w drugim o słowach typu gęś, kąsać, Kęty, kąt, trąba, trębacz itp.

piątek, 17 grudnia 2010

31. Gwara, dialekt, język (3)

Istnieje od jakiegoś czasu instytucja języków regionalnych. W 2005 roku status języka regionalnego uchwałą parlamentu otrzymała kaszubszczyzna. Trzeba jednak pamiętać, że żaden parlament nie jest złożony z językoznawców, a nawet gdyby był, to jeszcze bardziej byłby niezgrany i niedogadany i nie tylko ustaw o językach regionalnych by nie było. „Nic by nie było…” Uchwała z 2005 roku ustanowiła kaszubski językiem regionalnym, i o ile może to rozwiązywać problem zaniku tej mowy, może wpływać na jej renesans, na zwiększenie atrakcyjności turystycznej Kaszub, na zwiększenie poczucia dumy ze swej odrębności i innej kultury wśród Kaszubów (to osobny dyskusyjny problem) – to taka ustawa nie rozwiązuje problemu językoznawczego.
Kaszubski można uznać za osobny język ze względu na kryterium zrozumiałości (komunikatywności), choć jest ono względne i zależy od tego, ile form typowo kaszubskim znajdzie się w danym tekście (czyli na ile dany użytkownik potrafi mówić po kaszubsku), co się wie o kaszubizmach. Poniższa krótka piosenka jest na przykład dla mnie osobiście zupełnie zrozumiała, ale zapewne dlatego, że jest prosta i że analizowałem ją na zajęciach. Dowodzi to jednak subiektywności tego kryterium:
Kašəbə, Kašəbə, kašəbšči las, Kašəbə, Kašəbə łełają nas (Kaszuby, Kaszuby, kaszubski las, Kaszuby, Kaszuby wołają nas)
Ze względu na rozwój historyczny można by kaszubszczyznę uznać za osobny język ze względu na:
– inny rozwój prasłowiańskich grup TelT (w j. polskim „człowiek” i „mleko”, w kaszubskim: „człowiek” ale „młoko”),
­– inny rozwój prasłowiańskich grup TarT (polskie „proch” to kaszubskie „parch”),
– inna wokalizacja sonantów [l l’] (polskie „pełny”, kaszubskie „połny”),
– brak depalatalizacji spółgłosek przed zwokalizowanym sonantem [r’] (polskie „darł”, kaszubskie „dzarł” z wcześniejszego „dziarł”).
Powyższe cechy wiążą kaszubszczyznę z wymarłymi już dialektami (ok. X w. można było mówić od dialektach, współcześnie to już języki) połabskimi i razem z nimi tworzą grupę języków (wcześniej dialektów) środkowolechickich.
Z drugiej jednak strony przegłos polski, wokalizacje sonantów, zmiękczenie [t’ d’ s’ z’] wiążą kaszubszczyznę z dialektami polskimi. I tu znów można zadać pytanie o granice. Dlaczego akurat metatezy i wokalizacje sonantów, które odróżniają kaszubszczyznę od dialektów kontynentalnych, mają być przesłanką za mówieniem o języku kaszubskim, a dlaczego np. rozłożenia i uproszczenia spółgłosek wargowych miękkich w gwarach mazurskich nie są taką przesłanką? Za mało tych cech? Ale już te 2 procesy dają niezrozumiałe dla przeciętnego Kowalskiego formy typu „siasek”, „niasto”, „ziały” (‘piasek’, ‘miasto’, ‘biały’).
Tradycja językoznawcza każe w kaszubszczyźnie widzieć jednak dialekt polski. Po prostu twórca polskiej dialektologii, Kazimierz Nitsch mówił o dialekcie kaszubskim, a nie o języku. Za nim to określenie powtarzali inny językoznawcy, sam Nitsch nie wymyślił go również sam. Powoli ta tradycja jednak zamiera i słyszy się, jak językoznawcy mówią o „języku kaszubskim”. W odniesieniu do mowy śląskiej zaczyna się też używać terminu „etnolekt”, by zapewne uniknąć terminów „język” i „dialekt” lub „gwara”. To byłaby nowa, rodząca się dopiero świecka tradycja.


środa, 15 grudnia 2010

30. Gwara, dialekt, język (2)

Kryterium historycznojęzykowe wiąże się z kryterium geograficznym, które również uniemożliwiałoby nazwanie scsu dialektem polskim. Dialekty jakiegoś języka to systemy istniejące na stosunkowo bliskich obszarach, używane przez użytkowników będących ze sobą w kontakcie lub którzy byli ze sobą w kontakcie. Jednak ów kontakt osłabł (wędrówki, przesiedlenia itp.) na tyle, by mowa każdej z grup zaczęła się różnić. To nie mieszkańcy Salonik (używający języka zbliżonego do scs.) przywędrowali znad Wisły do Grecji, ani Polacy nie przybyli z Salonik. To praprzodkowie obu grup rozdzielili się gdzieś na Podolu. Tuż po tym podziale można było mówić o dialektach (wschodnio-, zachodnio- i południowosłowiańskim), ale po kolejnych podziałach, większym oddaleniu się i zróżnicowaniu mowy już trudno było mówić o dialektach.
Znowu jednak pojawia się pytanie: na ile kilometrów muszą się oddalić dwie grupy i jak długo muszą nie być ze sobą w kontakcie, i na ile ich mowy muszą się zróżnicować, by można było mówić o 2 językach? Odpowiedzią na ostatni człon tego pytania może być kolejne kryterium:
Kryterium systemowojęzykowe. Jeżeli dwa systemy językowe różnią się swoją strukturą, zwłaszcza morfologią (fleksją i słowotwórstwem) i składnią, wówczas stanowi to przesłankę za mówieniem o innych językach. Słownictwo nie jest najlepszym kryterium, ponieważ ono odróżnia również ewidentne odmiany języka, np. gwarę uczniowską (slang uczniowski), profesjolekty (język lekarzy, prawników, językoznawców). Fonetyka to również nienajlepszy miernik, zwłaszcza gdy sobie uświadomimy, że w Warszawie mówi się kosz malin, a na południu i zachodzie Polski jedynie koż malin, że na południu mówi się pioseŋka z [ŋ] tylnojęzykowym, a w pasie środkowej i północnej Polski jedynie piosenka z [n] przedniojęzykowym, że wreszcie północna Polska (od mniej więcej Warty i Noteci na północ) miękcej wymawia y niż południe. To nie są przesłanki, by mówić o dialekcie Warszawskim, północnym, południowym i in. (to tzw. regionalizmy, czyli pododmiany ogólnej odmiany języka). Wszyscy użytkownicy tych odmian mają bowiem taką samą składnię i morfologię.
Tu jednak pojawia się problem, ponieważ gwary (dialekty) wiejskie mają jednak zróżnicowaną morfologię. Nie ma na przykład w gwarach wiejskich (ludowych) kategorii męskoosobowości (te mężczyźni, te chłopcy, jak te psy, telewizory), deprecjatywności (te chłopy, profesory, doktory nie ma nacechowania negatywnego), uproszczona jest odmiana (nie pojawiają się zróżnicowania znaczeniowe typu „tego przypadku” vs. „tego przypadka”). Jednak użycie kryterium komunikatywności wyłącznie w tym aspekcie pozwala mówić o dialektach, a nie językach: rozumiemy morfologię i składnię gwarową, to nie są osobne, skomplikowane paradygmaty, których się trzeba uczyć.
Kryterium polityczne nie jest już kryterium językowym, ale trzeba o nim wspomnieć. Języki mają chyba zawsze umocowanie prawne jako języki urzędowe i to odróżnia je od dialektów. Jednak poza sytuacją narzucenia ludności wiejskiej zupełnie obcego języka taki język urzędowy jest zwykle dialektem (w szerokim tego słowa znaczeniu, czyli odmianą języka) lub interdialektem w stosunku do dialektów ludowych i innych odmian.

poniedziałek, 13 grudnia 2010

29. Gwara, dialekt, język (1)

W komentarzach do ostatniego postu pojawiło się pytanie o różnice między dialektem i językiem. Nie mam czasu, by przetrząsać podręczniki, słowniki i cały Internet, by stworzyć artykuł w pełni naukowy, więc napiszę tę notkę, jak to mawiała pewno moja nauczycielka na studiach, z niczego, czyli z głowy…
Problem z terminem „dialektem” polega przede wszystkim na znaczeniu: w polskiej tradycji terminologicznej to synonim gwary, a gwara (bez dookreślenia) bywa przede wszystkim rozumiana jako mowa ludności wiejskiej na pewnym obszarze. Niektórzy (Karol Dejna) odróżniają gwarę (wiejską/ludową) od dialektu (wiejskiego/ludowego), przez gwarę rozumiejąc mowę jednej lub kilku wsi, a dialekt definiując jako zespół gwar. Istnieje jeszcze termin narzecze, które może funkcjonować albo jako synonim gwary i dialektu (zwykle w odniesieniu do języków egzotycznych), albo jako termin o zakresie pośrednim: mniejszym od dialektu, lecz większym od gwary (czyli dialekt to zespół narzeczy, a narzecze to zespół gwar).
W języku angielskim „dialect” to odmiana języka. Nie jestem pewien dokładnego zakresu, ale na pewno jest większy od naszego dialektu. To nie tylko mowa ludności wiejskiej, ale również miejskiej, różnych środowisk (socjolekty), grup zawodowych (profesjolekty). Definicja w polskiej Wikipedii (http://pl.wikipedia.org/wiki/Dialekt) jest zapewne tłumaczeniem angielskiej, ponieważ nie tak definiuje się w pierwszej kolejności „dialekt”, przynajmniej na polonistykach.
O ile jakoś odróżnimy gwarę ludową od dialektu ludowego, to problemem jest odróżnienie dialektu (gwary) od języka. To problem terminologiczny, a te zwykle są trudne do rozwiązania. Z tym akurat na dodatek wiążą się często emocje polityczne, nacjonalistyczne, separatystyczne, uprzedzenia itd., itp.
Zestawmy wobec tego kryteria odróżniania dialektów (gwar) od języków:
Kryterium komunikatywności (zrozumiałości) – nie najlepsze kryterium, ale można się z nim spotkać. Jeśli nie rozumiem użytkownika jakiejś mowy, to znaczy jego mowa jest innym językiem. Jeśli jednak potrafię coś zrozumieć, to zapewne to tylko inna gwara (dialekt). I tu problem: potrafimy zrozumieć (jako tako) Czecha, Rosjanina. Zresztą Polak potrafi, i się nawet z Anglikiem dogada, a więc to kryterium nieostre. Inny przykład: każdy Słowianin zrozumie (znów jako tako) ten tekst staro­‑cerkiewno­‑słowiański z ok. XII w. (pisownia uproszczona):
Oticze naszi, iże jesi na nebesichy, da svętity sę imę tvoje, da pridety cesaristvije tvoje. Da bądety volia tvoja jako na nebesi tak i na zemli. Chlieby naszi nastojęsztajego dine dażdi namy dinisi. I otypuszti namy dl’gy naszy jako i my otypusztajemy dl’żnikomy naszimy. I ne vyvedi nasy vy napasti. Ny i zbavi ny oty neprijazni. Jako tvoje jesty cesaristvije i sila, i slava vy veky vekomy. Aminy.
Jednak scs. to osobny język, a nie dialekt współczesnych języków słowiańskich. I tu dochodzimy do innego kryterium, które może nie pojawia się wprost, ale choćby intuicyjnie jest na pewno brane pod uwagę:
Kryterium rozwoju historycznojęzykowego. Scs. nie będzie uznany za dialekt języka polskiego, ponieważ to przede wszystkim różne grupy języków słowiańskich (scs. należy do języków południowosłowiańskich, polski do zachodniosłowiańskich). Gdybyśmy narysowali drzewo genealogiczne języków słowiańskich, to scs. znalazłby się na zupełnie innym odgałęzieniu, a więc byłby oddzielony od polszczyzny kilkoma wcześniejszymi chronologicznie odgałęzieniami. Owe podziały wynikają ze zróżnicowania fonetyczno-gramatycznego języków. Na te podziały nałożyły się jeszcze inne, choćby podział języków zachodniosłowiańskich na języki łużyckie, lechickie i czesko­‑słowackie. Scs. był, owszem, dialektem, ale około X w. n.e. i tylko w grupie języków/dialektów południowosłowiańskich. X w. to okres pogłębiających się różnic między dialektami/językami w każdej z grup. Fakt, iż św. św. Cyryl i Metody wprowadzili u Słowian liturgię tylko w jednej odmianie południowosłowiańszczyzny i rozprzestrzenienie się tej liturgii na teren Moraw i Rusi, może dowodzić tego, iż mimo różnic scs. był w X w. jeszcze stosunkowo dobrze rozumiany przez Słowian z różnych terenów. A więc można go (lecz tylko w odniesieniu do omawianego okresu) traktować jako dialekt, a dokładniej (w polskiej terminologii) odmianę literacką dialektu sołuńskiego (z okolic Salonik).
Liturgia prawosławna do dzisiaj stosuje odmiany języka cerkiewnosłowiańskiego (potomków scsu) i dzisiaj nabożeństwa w tym języku są niezrozumiałe dla wiernych, co w Kościele prawosławnym stanowi problem, a dla nas dowód, iż obecnie scs. i cs. to osobne języki, a nie dialekty istniejących współcześnie języków.
Kryterium historycznojęzykowe nie pozwala mówić o dialektach w przypadku lig językowych, czyli grup języków, które ze względu na bliskie sąsiedztwo upodobniły się do siebie, lecz miały zupełnie inne pochodzenie (np. liga bałkańska – język albański, bułgarski, rumuński, może również nowogrecki, serbski i macedoński).

poniedziałek, 6 grudnia 2010

28. Jak się opisuje formy dialektalne (gwarowe)

Miałem ostatnio możliwość tłumaczyć to zagadnienie na przykładzie polskim, więc pomyślałem, że omówię je również na blogu. Może się komuś przydać.
Chyba częstym błędem jest porównywanie form dialektalnych (gwarowych) z formami ogólnymi jakiegoś języka i wyciąganie wniosków na podstawie tej różnicy. Na przykład mamy orawskie (i nie tylko, ale z tekstu orawskiego akurat wziąłem tę formę) syrso i ogólnopolskie szersza. W formie gwarowej nie ma [š], [e] i [a]. I zgodnie z błędnym mniemaniem powinniśmy powiedzieć, że w syrso nastąpiła zmiana [š] w [s] (dealweolaryzacja, dentalizacja), zmiana [e] w [y] (zwężenie) i [a] w [o] (zwężenie). I byłoby to słuszne, gdyby każdy język od swojego przodka rozwijał się liniowo do naszych czasów (bez tworzenia jakichkolwiek odmian) i dopiero w naszych czasach wykształcił odmiany, w tym odmiany wiejskie. Oznaczałoby to, że na wsiach w XIX w. i wcześniej mówiono językiem literackim, językiem Mickiewicza i Prusa, a dopiero w XX w. ni stąd, ni zowąd powstały nam gwary.
Jednakże zróżnicowanie każdego języka rozwija się i pogłębia od samych początków tego języka. Zjawiskiem socjolingwistycznym jest, że gdy na jakimś obszarze pewne grupy zaczynają mówić innymi odmianami lub już nawet innymi językami, a owe grupy są ze sobą w kontakcie (handlowym, kulturalnym, politycznym i in.), wykształca się na styku tych grup tzw. interdialekt, czyli mieszanka form obu odmian/języków, czasem uproszczonych, czasem błędnych (patrząc z punktu widzenia systemu językowego którejś z odmian/któregoś z języków), ale zrozumiałych dla przedstawicieli obu grup. W miarę pogłębiania się różnic między odmianami/językami, wyraźniejszy (samodzielniejszy) staje się interdialekt (swoista „mowa wspólna”, ligua franca). Jeśli ów interdialekt powstaje na bazie odmian tego samego języka i staje się odmianą urzędową, polityczną, kulturalną – otrzymuje status odmiany ogólnej (literackiej).
Z tego ogólnego zarysu wynika, że to nasz język polski (ogólny, literacki) jest późniejszy i to on jest mieszaniną cech gwarowych, podczas gdy gwary wiejskie rozwijały się w miarę naturalnie. Odmiany ogólne mają zahamowany rozwój przez ich normy (słowniki, podręczniki gramatyki), systemy edukacji, urzędy, wszelkie sytuacje o charakterze oficjalnym, które wymagają trzymania się normy języka ogólnego i niewprowadzania nieuzasadnionych innowacji. Ograniczenia tego typu w odmianach wiejskich i środowiskowych są zdecydowanie luźniejsze.
Tak więc naszą formę syrso możemy sobie na wstępie porównać do ogólnopolskiego szersza, ale tylko po to, by stwierdzić, iż ta forma przeszła jakąś inną ewolucję niż ogólnopolskie szersza. Wnioski na temat tego rozwoju trzeba czerpać już z historii języka polskiego. I nie oznacza to koniecznie porównywania naszego syrso z analogiczną formą prasłowiańską, prapolską, staropolską lub średniopolską. Wystarczy znajomość zjawisk historycznojęzykowych.
I tak w syrso odnajdziemy tzw. mazurzenie (mazurowanie), czyli zmianę [š ž č ǯ] w [z s c ʒ], która dokonać się musiała zapewne przed XVI w., kiedy to nastąpiło przeniesienie stolicy do Krakowa: owe przenosiny nie doprowadziły do przeniesienia również owej cechy gwarowej do interdialektu urzędowego (dworskiego). Tak więc cecha ta musiała być już postrzegana jako typowa dla ludności wiejskiej. Gdyby zjawisko dopiero się tworzyło, nie byłoby zapewne takiej świadomości i prawdopodobnie wszyscy byśmy mazurzyli. (Owa cecha mogła też powstać później, ale temu przeczą pojawiające się już od XVII w. przykłady rymowania ż i sz z rz, co dowodzi upodabniania się rz do ż i sz. Jednocześnie rz wymawiane jak ż lub sz nie zmieniło się w wyniku mazurzenia w z i s, a więc mazurzenie nastąpiło przed tzw. frykatywizacją ř, czyli zmianą rz w ż lub sz).
Obecność [y] w syrso nie świadczy o zmianie o [e] w [y], ani nawet [ē] w [y], lecz o zmianie [i] w [y] w wyniku stwardnienia (depalatalizacji) [š].
Natomiast [o] w syrso to dawne [ā], które zwęziło się było i zrównało z [o].
Te wnioski wynikają z prostego dopasowania do formy syrso odpowiednich zjawisk historycznojęzykowych:
– mazurzenia, czyli zmiany [š ž č ǯ] w [s z c ʒ],
– depalatalizacji [š’ ž’ č’ ǯ’] w [š ž č ǯ], która spowodowała zmianę [i] stojącego po tych spółgłoskach w [y],
– kontrakcji końcówek odmiany złożonej przymiotników i powstania w tym miejscu samogłosek długich, np. [aja] ≥ [ā],
– pochylenia samogłosek długich: [ē] ≥ [ė], [ā] ≥ [å], [ō] ≥ [ȯ].
Jedynie w rozpoznaniu zmiany [i] w [y] pomocny okazuje się słownik etymologiczny, w którym odnaleźć możemy formę prasłowiańską *širokъ (tę zmianę można łatwo pomylić ze zwężeniem [ē] do [y]).
Zjawiskiem dialektalnym (nieobecnym w każdym dialekcie języka polskiego) jest zmieszanie pochylonej samogłoski z najbliższą artykulacyjnie samogłoską jasną (np. pochylonego [ȧ] z [o]).

czwartek, 2 grudnia 2010

27. Scs czy scs.? A może s-c-s?

W rozmowie ze znajomą o wiele mówiącym pseudonimie Melman zrodziło nam się (zupełnie przez przypadek!) zagadnienie: jak się powinno pisać: scs, scs., a może jeszcze inaczej. Ona optowała za scs bez kropki. Taka optyka. Ja za scs. z kropką. Wrodzona pedanteria i przywiązanie do… drobiazgów skłoniły mnie do poszukania odpowiedzi. A oto, co znalazłem:

Publikacja
Zapis(y) skrótu:
Uniwersalny Słownik Języka Polskiego pod red. S. Dubisza (hasło: staro­‑cerkiewno­‑słowiański).
scs
scsł.
Cz. Bartula: Podstawowe wiadomości z gramatyki staro­‑cerkiewno­‑słowiańskiej, wyd. 6, Warszawa 2002.
scs.
T. Brajerski: Język staro­‑cerkiewno­‑słowiański, wyd. 7, Lublin 1990.
scs.
L. Moszynski: Wstęp do filologii słowiańskiej, wyd. 2 zm., Warszawa 2006.
scs.
T. Lehr­‑Spławiński, Cz. Bartula: Zarys gramatyki języka staro­‑cerkiewno­‑słowianskiego na tle porównawczym, wyd. 7, Wrocław 1976.
scs.
J. Kobylińska: Gramatyka języka staro­‑cerkiewno­‑słowiańskiego z ćwiczeniami, wyd. 2 popr., Kraków 1980.
scs.
W. Boryń: Słownik etymologiczny języka polskiego, Kraków 2005.
scs.
Z. Stieber: Zarys gramatyki porównawczej języków słowiańskich, wyd. 4, Warszawa 2005.
scs.
Z. Klemensiewicz, T. Lehr­‑Spławiński, S. Urbańczyk: Gramatyka historyczna języka polskiego, wyd. 4, Warszawa 1981
scs.

Jak widać, zapis zgodny z ogólną regułą pisowni skrótów w języku polskim (kropka po skrócie niezakończonym ostatnią literą wyrazu/związku wyrazowego w formie nieskróconej) wydaje się przeważać. Wydaje się, ponieważ nie sposób sprawdzić wszystkich książek. Przypominam sobie jeszcze, że pewien nauczyciel w mojej obecności zapisał chyba s-c-s. z kropką, więc to byłaby jeszcze jedna wersja.
Zapis scs. (z kropką) jest zgodny z regułą ortograficzną: w rozwinięciu skrótu (staro­‑cerkiewno­‑słowiański) nie ma litery s na końcu, więc skrót nie kończy się na ostatnią literę wyrazu skracanego, a więc trzeba go zakończyć kropką.
Zdarzają się jednak skróty wyjątkowe, nietypowe, nieregularne. Oprócz podręcznikowych przykładów n.p.m. i p.p.m. są nimi często stosowane skróty gramatyczne, np. ż – żeński (rodzaj), m – męski (rodzaj), lp – liczba pojedyncza, blm – bez liczby mnogiej. Spotykane są w tekstach specjalistycznych (np. słownikach), gdzie nadmiar tych skrótów uzasadnia ich jeszcze krótsze zapisywanie: bez kropki, a więc niepoprawnie. Takie zapisy mają też wieloletnią tradycję. Te dwa argumenty umożliwiają dopuszczenie takiej pisowni (por. A. Markowski: Język polski. Poradnik, Warszawa 2003, s. 22).
Analogicznie można uzasadnić pisownię scs w tekstach specjalistycznych, choć, jak widać z powyższego zestawienia, nie uzasadnia jej (jeszcze) tradycja.